Francja - Biblioteka Narodowa

EN

Francja

Arles

Tysiące kolorowych lampek, wiszących nad ulicami, nakłada na głowy snujących się ludzi błazeńskie kolory. Otwarte drzwi i okna pełne są muzyki. Placyki wirują jak karuzele. Jakbyś wskoczył w środek wielkiego festynu. Takim wydało mi się Arles w pierwszy wieczór po przyjeździe.

Wynająłem pokój na najwyższym piętrze w hotelu naprzeciw Muzeum Réattu, w ulicy wąskiej i przepaścistej jak studnia. Nie można było spać. To nie był gwar, ale przejmujące drżenie miasta. Poszedłem na bulwary w kierunku Rodanu. [...]

Wracam do śródmieścia po śladach głosów i muzyki. Jak opisać miasto, które nie jest z kamienia, ale z ciała? Ma ciepłą, wilgotną skórę i puls spętanego zwierzęcia.

Arles [w:] Barbarzyńca w ogrodzie
Warszawa 1962

Chartres

Po kilku dniach, korzystając z ulgowych biletów niedzielnych, pojechałem do Chartres. [...] Stałem na kamiennym ganku tzw. Clocher Neuf. Płynące w górze chmury dawały złudzenie lotu. Pod nogami miałem potężny, omszały blok piaskowca z wyrytą strzałką – znamieniem muratora. Może więc warto zamiast pisać o witrażach, które modulują światło, jak gregoriański śpiew modulował ciszę, i o tajemniczych chimerach, dumających nad otchłanią wieków, pomyśleć jak ten kamień zawędrował tutaj w górę. [...]

W katedrze w Chartres znajduje się jedyny zachowany na posadzce wzór, który długo uchodził uwagi badaczy. Jest to labirynt w kształcie koła o średnicy osiemnastu metrów, po którym wierni na kolanach odbywali pielgrzymki. Była to jakby skrócona wersja wędrówki do Ziemi Świętej.

Kamień z katedry [w:] Barbarzyńca w ogrodzie
Warszawa 1962

Ermenonville

Ermenonville – subtelny instrument wzruszeń i refleksji, został poważnie uszkodzony przez czas. Szereg budowli rozsypało się w proch. Nie ma już Ołtarza Przyjaźni, Obelisku Muzy Pastoralnej ani też Piramidy na cześć poetów bukolicznych, od Teokryta do Gessnera.

Teraz park jest własnością Touring Clubu. Przyjeżdżają tutaj wycieczki i zwartymi stadami mkną przez ścieżki oznaczone w przewodniku. Grób Rousseau – et voilà. Kaskada – tiens, tiens, tiens. Ołtarz Marzenia – c'est à droite. Powietrze jest ciężkie od wilgoci i westchnień, duch markiza de Girardin przesłania oczy i płacze. Dlatego do Ermenonville należy jeździć wczesną wiosną lub późną jesienią. Najady śpią, Kaskada milczy i wokół wyspy Topolowej spuszczone jezioro jest jak lustro z błota.

Wspomnienia z Valois [w:] Barbarzyńca w ogrodzie
Warszawa 1962

Lascaux

Lascaux nie widnieje na żadnej oficjalnej mapie. Można powiedzieć, że nie istnieje w każdym razie w tym sensie, w jakim istnieje Londyn czy Radom. Trzeba było zasięgnąć języka w paryskim Muzeum Człowieka, aby dowiedzieć się, gdzie to właściwie jest.

Pojechałem tam wczesną wiosną. Dolina Wezery wstawała właśnie w swojej świeżej, niedokończonej zieleni. Fragmenty pejzażu widziane z okna autobusu przypominały płótna Bissière'a. Siatka czułej zieleni.

Montignac. Miasteczko, w którym nie ma nic do obejrzenia poza tablicą pamiątkową ku czci zasłużonej akuszerki. [...] Z Montignac idzie się autostradą, która wznosi się, zatacza łuk, zagłębia w las i nagle urywa. Parking. Budka z coca-colą i kolorowymi widokówkami. Tych, którzy nie chcą kontentować się reprodukcjami, wprowadza się do czegoś w rodzaju zagrody, a potem do obetonowanego podziemia przypominającego bunkier. Zamykają się metalowe jak w skarbcach zawory i jakąś chwilę stoi się w mroku, oczekując na wtajemniczenie. Wreszcie drugie drzwi, prowadzące do wnętrza, otwierają się. Jesteśmy w grocie.

Zimne światło elektryczne jest obrzydliwe i można sobie wyobrazić, czym była jaskinia w Lascaux, gdy żywy blask pochodni i kaganków wprawiał w ruch stada byków, bizonów i jeleni malowanych na ścianach i sklepieniu.

Lascaux [w:] Barbarzyńca w ogrodzie
Warszawa 1962

Le Lavandou

Zaraz jak tylko przyjechałem do Lavandou wlazłem do morza i pływałem za nas troje. Potem poszedłem pod Platan gdzie jest mi dobrze.

Jest to jakby opuszczona ferma wokół prowansalscy badylarze, pola karczochów, winnice, lawenda, żaby kumkają w rowie a w trzcinach (wysokich) świerszcze więc jest dobrze. Gdybym pobył tu jeszcze miesiąc może wróciłbym do prostego człowieczeństwa.

Z. Herbert, C. Miłosz, Korespondencja
Warszawa 2006

Montségur

Montségur – święte miejsce katarów (dziś już nazwa oznaczająca pustkę), znajduje się w środku dzikiego górskiego pejzażu. Góra z ruinami wygląda teraz jak kopiec olbrzymich mrówek. Od południowej strony opada ku dolinie niemal prostopadła zerwa litej skały. Położenie Montségur jest zagadkowe, gdyż zamek „nie króluje” nad niczym i nie zagradza żadnej drogi, tak jakby jego budowniczym chodziło o względy inne niż praktyczne. Sam kształt ruin przypomina raczej podłużny sarkofag niż twierdzę. Dziwy mnożą się, kiedy wężową ścieżką dochodzimy do resztek budowli. Mury są nagie i pozbawione strategicznego charakteru – strzelnic, blank i wież. W dodatku ta tajemnicza konstrukcja nie zajmuje całej powierzchni szczytu. Ale najbardziej dziwne są dwie szerokie bramy nie bronione przez żadne urządzenia fortyfikacyjne, co jest zupełnie niespotykane w średniowiecznej architekturze obronnej.

O albigensach, inkwizytorach i trubadurach [w:] Barbarzyńca w ogrodzie
Warszawa 1962

Paryż

Wciąż nie mogę sobie dać rady z Paryżem. Miasto śliczne ale to nadzienie trudne do strawienia. Więc czasem się obrażam i miotam przekleństwami. Głupie to ale autentyczne.

Z. Herbert, C. Miłosz, Korespondencja
Warszawa 2006

Pociąg zajechał na Gare du Nord przed północą. [...] Szedłem wprost przed siebie Bulwarem Sewastopolskim, oszołomiony ruchem ludzi, pojazdów i świateł. Za wszelką cenę pragnąłem dotrzeć do Sekwany. Doświadczenie ludzi z prowincji podszeptywało mi, że za rzeką powinno być ciszej. Przeszedłem przez most i znalazłem się w Cité. Tu było istotnie spokojnie i mroczno. Zaczął padać deszcz. Minąłem Conciergerie, ponury gmach jak z ilustracji do Wiktora Hugo, i znalazłem się na placu twarzą w twarz z oświetloną katedrą Notre-Dame.

Kamień z katedry [w:] Barbarzyńca w ogrodzie
Warszawa 1962

Zwiedziłem dzielnicę rozpusty (okolice bulwaru Sewastopol). Bardzo to się zmieniło od czasu mojej młodości. Panny stoją za szybami. Za szybą wszystko lepiej wygląda.

Herbert i „Kochane Zwierzątka”
Warszawa 2006

Saint-Benoît

w starym opactwie nad Loarą
(wszystkie soki drzew spłynęły tą rzeką)
przed wejściem do bazyliki
(nie jest to narteks ale kamienna alegoria)
na jednym z kapitelów
nagi Max Jacob
którego wydzierają sobie
szatan i czteroskrzydły archangelus
[...]

Epizod z Saint-Benoît [w:] Napis
Warszawa 1969

St. Rémy

Parę lat temu, zwiedzając Prowansję, zahaczyłem o St. Rémy. Zaszedłem do wiekowego klasztoru St. Paul-de-Mausole, aby zobaczyć miejsce, gdzie na rok przed śmiercią przebywał chory van Gogh. Stara siostra zakonna, którą prosiłem o wskazanie mi celi malarza, obruszyła się: „Nie ma tam nic do oglądania. Niech się pan lepiej pomodli za Van Gogha, tego nieszczęśnika, który wiecznie płacze”.

Van Gogha smutna popularność [w:] „Węzeł gordyjski” oraz inne pisma rozproszone 1948–1998
Warszawa 2001

Chaalis

Kościół w Chaalis należał do pierwszych gotyckich budowli cystersów. [...] Opactwo jest jak opuszczone gniazdo pod wysokim sklepieniem nieba. Silnie spięte łuki, przypory, pilastry, wyzwolone od nacisku kamieni, odpychają napór nieskończoności.

Na lewo od ruin pałac z XV wieku, zbudowany przez Jana Aubert, tego, który wzniósł wielkie stajnie w Chantilly. W środku kolekcja nosząca imię Jacquemart-André. Ta zasłużona dla sztuki rodzina posiadała też pałac i kolekcję w Paryżu przy bulwarze Haussmanna (dziś znakomite muzeum).

Wspomnienia z Valois [w:] Barbarzyńca w ogrodzie
Warszawa 1962

Senlis

Senlis jest miastem, przez które przeszła historia. Mieszkała w jego murach parę wieków, potem odeszła. Została arena zarośnięta trawą, rozerwany pierścień rzymskogalijskich murów, które szturmuje dzikie wino, resztki królewskiego pałacu, opactwo Świętego Wiktora przeobrażone w rozkrzyczany internat, i katedra, jedna z najstarszych z wielkiego klucza katedr gotyckich Île-de-France.

A przecież Senlis nie jest miastem smutnym, nie jest miastem beznadziejnie smutnym jak korona wyjęta z grobu. Jest jak srebrna moneta z wizerunkiem groźnego niegdyś cesarza, którą teraz można obracać w palcach bezpiecznie jak orzech. Stoi na niewielkim wzgórzu, opasane Nonette’ą, w obliczu wiecznych lasów.

Wspomnienia z Valois [w:] Barbarzyńca w ogrodzie
Warszawa 1962

Royaumont

Park, w parku ruiny gotyckiej świątyni. Z ziemi wyrastały białe, chude jak pergamin szczątki murów, ich nierealność podkreślały wielkie, ostrołukowe okna, przez które przelatywały teraz lekkomyślne ptaki. Nie było ani witraży, ani kolumn, ani sklepienia, ani kamiennej posadzki – została jakby zawieszona w powietrzu – skóra architektury. We wnętrzu nawy – tłusta, pogańska trawa.

Martwa natura z wędzidłem [w:] Martwa natura z wędzidłem
Wrocław 1993

Chantilly

Wśród lasów, nad rzeczką, która nazywa się jak dziewczyna z bajki – Nonette, leży Chantilly, syte miasteczko z pałacem, willami wyższej sfery i słynnym torem wyścigów konnych. Przyjeżdżam tu po raz trzeci. Tym razem, aby odwiedzić Sassettę. Trzeba przejść całe miasto, aby go zobaczyć.

Domy są czyste i dostatnie. Błyszczą jak miedziana wizytówka, z której wyziera zamożność pana notariusza. Godzina jest ranna, okiennice zawarte, furtki zamknięte. Ogrody odgrodzone od siebie dokładnie i zazdrośnie, jak feudalne księstwa. Właśnie widać przez niski murek, jak wasal w niebieskich portkach maszynką na kółkach strzyże trawnik seniora.

Wspomnienia z Valois [w:] Barbarzyńca w ogrodzie
Warszawa 1962

 

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego